Teściowa nalegała, żebyśmy ochrzcili dziecko w jej parafii. Kiedy dowiedziałam się dlaczego, byłam w szoku
Wydawało mi się, że to tylko teściowa chce postawić na swoim. Nalegała, abyśmy ochrzcili nasze dziecko w jej parafii. Byłam pewna, że chodzi o tradycje rodzinne. Jednak im bardziej naciskała, tym bardziej zaczynało mi coś śmierdzieć…
Prawdziwe powody teściowej wyszły na jaw dopiero wtedy, kiedy postanowiłam zbadać sprawę dokładniej. To, co odkryłam, było szokiem. Ostatecznie chrzest naszego dziecka miał zupełnie inne znaczenie, niż się spodziewaliśmy…
Rodzinne naciski
Kiedy dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami, moje podekscytowanie nie miało granic. Mój mąż, Michał, również nie mógł się doczekać. Planowaliśmy wszystko: imię, kolory ścian w pokoju dziecięcym, a nawet chrzest. Wtedy jednak wkroczyła ona – moja teściowa. Od początku miała pomysł, gdzie nasze dziecko powinno zostać ochrzczone – w jej parafii. Nie rozumiałam, dlaczego to aż tak ważne, ale kiedy zaczęła wspominać o tym coraz częściej, stało się to irytujące. Nie miała przecież prawa decydować o tak osobistej kwestii.
Na początku próbowałam unikać tematu. Tłumaczyłam, że mamy swoje plany i własne tradycje, które chcielibyśmy zachować. Ale teściowa nie odpuszczała. Przy każdej okazji wypytywała, czy już zdecydowaliśmy, i podkreślała, że „jej parafia to najlepsze miejsce na tak ważne wydarzenie”. Michał, choć zazwyczaj spokojny, zaczął być równie zaniepokojony jej naciskami.
Odkrycie prawdy
Pewnego dnia, kiedy teściowa znów zaczęła temat chrztu, coś we mnie pękło. Spytałam wprost: „Dlaczego to takie ważne?”. Poczułam, że coś przede mną ukrywa. Jej odpowiedź była wymijająca, mówiła o tradycji, o proboszczu, który zna rodzinę od lat. Jednak sposób, w jaki unikała mojego wzroku, sprawił, że zaczęłam podejrzewać coś więcej. Postanowiłam działać.
Zaczęłam pytać sąsiadów teściowej, a nawet pojechałam do jej parafii, udając, że chce się dowiedzieć więcej o planowanym chrzcie. I wtedy, podczas rozmowy z jedną z parafianek, odkryłam coś, co zwaliło mnie z nóg. W parafii krążyła plotka, że teściowa złożyła pewną obietnicę proboszczowi. Obiecała, że jeśli chrzest jej wnuka odbędzie się w tej parafii, zapisze parafii swój dom, który należał do rodziny od pokoleń.
Chrzest czy ukryta transakcja?
Gdy dowiedziałam się o tej dziwnej umowie, wszystko zaczęło układać się w całość. Teściowa nie walczyła o tradycje rodzinne – ona walczyła o to, by nie stracić twarzy przed proboszczem! Byłam w szoku. Miała poświęcić nasz rodzinny moment tylko po to, aby wypełnić jakieś zobowiązanie. Kiedy wieczorem opowiedziałam o wszystkim Michałowi, był równie zszokowany. Wściekłość rosła w nim z każdą minutą.
Następnego dnia doszło do poważnej kłótni. Michał postanowił porozmawiać z matką wprost. Jej reakcja była przewidywalna – zaprzeczyła wszystkiemu, oskarżając mnie o szpiegowanie i mieszanie się w rodzinne sprawy. Twierdziła, że robi to wszystko z miłości do nas i wnuka, ale jej słowa nie brzmiały szczerze. Michał jednak nie zamierzał odpuścić.
Cała prawda na jaw
W końcu teściowa przyznała, że faktycznie obiecała proboszczowi chrzest wnuka w zamian za zapomnienie o długach, które jej mąż zaciągnął wiele lat temu. Okazało się, że nie chodziło o żadne tradycje czy rodzinne wartości, ale o spłatę długu z przeszłości. Gdy tylko Michał usłyszał tę prawdę, powiedział, że to koniec. Zdecydowaliśmy się zorganizować chrzest tam, gdzie chcemy, i na naszych warunkach.
Teściowa była zrozpaczona. Wiedziała, że jej intryga spaliła na panewce, ale mimo to do końca próbowała nas przekonać. Ostatecznie jednak postawiliśmy na swoim.