Byłam sfrustrowana rozwodem i wyładowywałam się na niewinnym sąsiedzie. Nie sądziłam, że zdobędę tak faceta marzeń

Po burzliwym rozwodzie zostałam sama w pustym mieszkaniu. Każdy drobiazg mnie drażnił, ale najbardziej sąsiad za ścianą. W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam wylać swoją złość na nim… Niewinne puknięcie przerodziło się w wybuch emocji, którego nie dało się cofnąć. Jednak to, co stało się później, zmieniło moje życie na zawsze…

Czasem życie pisze najbardziej nieoczekiwane scenariusze. Kiedy wyładowywałam się na sąsiedzie, nawet przez chwilę nie przypuszczałam, że to on pomoże mi odzyskać równowagę i uśmiech. A przecież nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy…

Pierwsze kłótnie zza ściany

Rozwód nie był dla mnie łatwym doświadczeniem. Po dziesięciu latach małżeństwa nagle musiałam przestawić swoje życie do góry nogami. Nie miałam pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Każdy dzień wypełniał mnie złością i frustracją. Moim nowym wrogiem stał się sąsiad zza ściany – niewinny, spokojny mężczyzna, który… no właśnie, niewiele o nim wiedziałam. Ale nie potrzebowałam znać jego życiorysu, żeby być pewną, że to jego stukot młotkiem codziennie przyprawiał mnie o szał.

Kiedy kolejny raz usłyszałam hałas zza ściany, coś we mnie pękło. Nie zważając na konsekwencje, podeszłam do drzwi jego mieszkania i walnęłam pięścią w drzwi. Otworzył mi zaskoczony, niemal wystraszony mężczyzna w dresach. „Czy to musi trwać wiecznie?” – wyrzuciłam z siebie, ledwo panując nad złością. On natomiast tylko popatrzył na mnie zaskoczony, jakby kompletnie nie rozumiał, co się dzieje.

Pierwszy kontakt – pełen złości

– Przepraszam, co się dzieje? – zapytał spokojnie, wycierając ręce w ścierkę. Jego głos był tak łagodny, że przez chwilę poczułam się głupio. Ale potem cała frustracja znowu wróciła.
– Dzieje się to, że od tygodni nie mogę spać przez twoje hałasy! – wyrzuciłam. – Masz remont, czy co?
Mężczyzna westchnął. – Remont? Nie, to moja praca. Zajmuję się rękodziełem, tworzę meble. Staram się robić to w godzinach, które nie przeszkadzają…

Zaczął coś tłumaczyć, ale ja już nie słuchałam. W tym momencie nie miało to znaczenia. W mojej głowie wciąż krążyły myśli o rozwodzie, zdradzie, nieudanym życiu. Zamiast przyznać, że byłam niesprawiedliwa, postanowiłam jeszcze bardziej się wyładować. Oskarżyłam go o bycie egoistą, który nie dba o sąsiadów, po czym trzasnęłam drzwiami i wróciłam do siebie.

Niespodziewane przeprosiny

Następnego dnia w skrzynce znalazłam list. Był od sąsiada. Pisał, że przykro mu z powodu hałasów i że nie miał zamiaru sprawiać mi kłopotów. Zaprosił mnie na kawę, żebyśmy mogli porozmawiać o tym, jak poprawić naszą sąsiedzką relację. Moja pierwsza reakcja? Śmiech. Serio? Kawa z sąsiadem, na którego wrzeszczałam dzień wcześniej?

Jednak po chwili namysłu postanowiłam pójść. Nie miałam nic do stracenia, a może przynajmniej wyjaśnimy sobie sprawę raz na zawsze. Kiedy weszłam do jego mieszkania, zauważyłam coś, czego wcześniej nie dostrzegłam. Było tu pełno pięknych, ręcznie robionych przedmiotów – krzesła, lampy, stoliki. Okazało się, że jest artystą – stolarzem, który całe swoje życie poświęcił tworzeniu wyjątkowych mebli. A ja byłam idiotką, która tego nie widziała.

Między kawą a sympatią

Kawa zamieniła się w długą rozmowę. Rozmawialiśmy o wszystkim – od jego pracy po moje życie. Nagle zauważyłam, że moja złość gdzieś zniknęła. Zamiast tego, czułam się zrelaksowana, jakby zrzuciłam z siebie ciężar ostatnich miesięcy. Z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej otwierałam się na niego. Był spokojny, wyrozumiały i… czarujący. Jak mogłam wcześniej tego nie dostrzec?

Spotykaliśmy się coraz częściej. Początkowo były to tylko przypadkowe kawy, potem dłuższe spacery, aż w końcu stało się to codziennością. Z każdym dniem czułam, że ten mężczyzna wciąga mnie w swoje życie, a ja przestaję myśleć o rozwodzie. Kto by pomyślał, że osoba, na którą wyładowałam swoją frustrację, stanie się kimś tak ważnym?

Miłość wbrew wszystkiemu

Oczywiście, nie obyło się bez przeszkód. Moje przyjaciółki były zaskoczone, że tak szybko znalazłam sobie nowego partnera. Niektóre wręcz otwarcie mówiły, że nie powinno się tak robić – że to zbyt wcześnie, że nie jestem gotowa. Ale ja wiedziałam swoje. Mój sąsiad okazał się kimś, kogo szukałam przez całe życie. A może to po prostu życie postawiło mi go na drodze właśnie wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebowałam?

Nasza historia zaczęła się od złości, frustracji i hałasu za ścianą. A zakończyła się czymś, o czym nawet nie śniłam – miłością, która przyszła, kiedy najmniej się jej spodziewałam.

A wy? Jak byście zareagowali w takiej sytuacji? Czy złość na sąsiada mogła zmienić wasze życie na lepsze? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!

error: Treść zabezpieczona !!