Córka rodzi dzieci na potęgę, choć ledwo potrafi zadbać o siebie, pewna, że mamusia jak zwykle ją uratuje. Tym razem jednak miałam inne plany na życie – i postanowiłam w końcu zadbać o siebie.
Moja córka od lat nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje życie. Rodzi dzieci jedno po drugim, a potem patrzy na mnie, oczekując, że to ja znów będę rozwiązywać jej problemy. Tym razem jednak coś we mnie pękło…
Zamiast rzucić wszystko i biec na ratunek, postanowiłam zrobić coś, czego nikt się po mnie nie spodziewał. I choć rodzina była w szoku, ja czułam, że to najlepsza decyzja w moim życiu…
Córka jak w matni
Zawsze uważałam, że dzieci to błogosławieństwo, ale co innego, gdy ma się na nie warunki, a co innego, gdy traktuje się je jak sposób na życie. Moja córka, Marta, wpadła w ten drugi schemat. Miała już troje dzieci, każde z innym ojcem, a teraz zapowiedziała, że jest w ciąży z czwartym. Za każdym razem, gdy jej życie rozpadało się na kawałki, biegła do mnie, a ja, jak głupia, otwierałam ramiona i portfel. Ale tym razem postanowiłam, że nie będę już „ratownikiem”.
Gorzka rozmowa przy herbacie
- Mamo, muszę do ciebie przyjechać – usłyszałam w telefonie.
- Marta, nie – odpowiedziałam spokojnie, choć wewnątrz czułam się jak wulkan. – Tym razem musisz poradzić sobie sama.
W słuchawce zapanowała cisza, po czym wybuchnęła.
- Jak to?! Przecież zawsze mi pomagasz! Co się z tobą dzieje?! – krzyczała.
- Córciu, mam 60 lat. Chciałabym w końcu pomyśleć o sobie.
Odłożyła słuchawkę. Wiedziałam, że teraz rozpęta się burza.
Rodzina w szoku
Dwa dni później zadzwoniła moja siostra.
- Coś ty powiedziała Marcie? Przyszła do mnie z płaczem! Że niby odcinasz ją od wszystkiego, że zostanie na ulicy! – mówiła z wyrzutem.
Wyjaśniłam jej całą sytuację, ale czułam, że nikt mnie nie rozumie. Rodzina uważała, że skoro do tej pory pomagałam, to powinnam robić to dalej. Tylko że ja już nie miałam siły. Przez lata zapominałam o sobie, bo zawsze stawiałam potrzeby innych na pierwszym miejscu.
Niespodziewany ruch
Kilka dni później spakowałam walizkę. Zamiast martwić się, jak Marta sobie poradzi, postanowiłam… wyjechać na wakacje. Kupiłam bilet na wycieczkę, o której marzyłam od lat – rejs po Morzu Śródziemnym. Zadzwoniłam jeszcze do córki, by jej o tym powiedzieć.
- Marta, wyjeżdżam na dwa tygodnie. Musisz sobie poradzić. Może to czas, żebyś wzięła odpowiedzialność za swoje życie – powiedziałam.
- Ty naprawdę mnie zostawisz? A dzieci? – w jej głosie słychać było zarówno złość, jak i panikę.
- Poradzisz sobie. Jesteś dorosła.
Prawda wychodzi na jaw
Podczas rejsu usłyszałam od znajomej wiadomość, która zmroziła mi krew w żyłach. Marta nie była w ciąży. Powiedziała to, żeby zmusić mnie do dalszej pomocy. Kiedy to zrozumiałam, poczułam ogromny żal, ale też… ulgę.
Po powrocie z podróży spotkałyśmy się.
- Dlaczego kłamałaś? – zapytałam wprost.
- Bo myślałam, że inaczej nie pomożesz… – odpowiedziała z opuszczoną głową.
Wtedy zrozumiałam, że cała ta sytuacja to efekt lat mojej nadopiekuńczości. Ale teraz nadszedł czas, by zacząć nowe życie – zarówno dla niej, jak i dla mnie.